piątek, 4 listopada 2011

Jesienne odkrycie

Szła powoli, nie chciała uronić ani odrobiny z tego co mogła dostrzec. Zielonymi trampkami rozgarniała opadłe liście. Szeleściły. Czasem przytrafił się zabłąkany żołądź czy zapomniany kasztan, słychać było miarowy dźwięk turlania. Zawsze wtedy koło jej nogi pojawiały się rozbiegane cztery łapki, które z radością goniły takiego turlającego się uciekiniera. 

Właścicielką łapek była Luna. Jeśli widział ktoś zwariowanego i totalnie ześwirowanego psa, to powinien poznać Lunę, ona przebija wszystkie najbardziej szalone pupile tego świata... 


Pozwoliła listopadowemu słońcu muskać jej twarz. Zapatrzyła się w, jeszcze niebieskie, niebo i resztki liści na drzewach. Nagle wszystko co ją otaczało zaczęło wirować. 

Kręciła się wokół własnej osi. Nogami rozrzucała obeschłe liście, Luna skakała wraz z nią. 

Feria barw jaką wtedy dostrzegła była 
niesamowita. Ilość doznań i skojarzeń jaka ją uderzyła była wprost nieopisana. Widziała liście w kolorze bursztynu, mieniące się złotem, najsłodszy karmel, brązowy cukier, cynamon, i herbatę z cytryną i rumiankiem, mód, kolor łanów zboża tuż przed zbiorem... 

Zapachy, smaki, odcienie kolorów... jesieni czas. 


Siadła na ławce, Luna radośnie wpakowała obok swój kudłaty kuperek. Wiatr smagał jej rude kosmyki włosów. Podciągnęła nogi pod siebie. Zamknęła oczy i pozwoliła jesieni szumieć w jej głowie. 


I choć cieszyła oczy pięknem tej jesieni to... On cały czas pozostawał w granicach jej świadomości. Z niebywałym zdziwieniem odkryła, że to nie widmo minionej przeszłości ... On, był uosobieniem teraźniejszości...

Jego obecność wyraźniej niż kiedykolwiek przyćmiewała ból. Był ukojeniem... 

1 komentarz:

  1. bardzo dobrze mi się to czytało :)
    3 forma osobowa, to takie mi bliskie :) Nie znam Luny.
    W mojej głowie inny On też się pojawia. Inaczej, ale się pojawia. I śmieję się z niego za każdym razem. Z niego? Nie, nie. DO niego. :) Jest dobrze.
    Jest?

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy